Posłuchaj całej rozmowy:
28 kwietnia 2025 r. około godziny 12:33 czasu lokalnego doszło do największego w historii blackout’u na Półwyspie Iberyjskim, obejmującego Hiszpanię, Portugalię oraz części południowej Francji. Przerwa w dostawie prądu sparaliżowała transport, komunikację i usługi publiczne, w tym szpitale i lotniska. W ciągu zaledwie pięciu sekund system energetyczny stracił 15 gigawatów mocy, co doprowadziło do poważnego zaburzenia równowagi między produkcją a zapotrzebowaniem na energię. Przyczyny awarii są nadal badane; wstępnie wykluczono atak cybernetyczny i ekstremalne zjawiska pogodowe. Do rana 29 kwietnia przywrócono większość dostaw energii elektrycznej.
Dr inż. Jerzy Majcher tłumaczył w Poranku Radia Wnet, że przyczyna balackoutu była prawdopodobnie prozaiczna – duży pobór mocy.
Jak się okazuje — tak przynajmniej podają oficjalne komunikaty — szybka zmiana obciążenia sieci, ekstremalna zmiana, doprowadziła do problemów.
A przecież mamy dopiero przełom kwietnia i maja. W Hiszpanii do prawdziwych ekstremów temperatury jeszcze trochę brakuje. Natomiast już teraz widać, że zmiany temperatur sprawiły, iż ludzie naturalnie zaczęli masowo włączać klimatyzatory. To spowodowało, że system energetyczny — w moim pojęciu — który utracił elastyczność charakterystyczną dla źródeł konwencjonalnych, nie nadążył za tak gwałtownymi zmianami zapotrzebowania
– tłumaczył.
Czytaj więcej:
Czy ETS to wielkie oszustwo? „Politycy wiedzą, ale milczą. Zarabiają finansowi giganci”
„Zielone” ale jednak „czerwone”
Ekspert podczas rozmowy zwrócił uwagę, że Krzysztof Skowroński pytając o tę sprawę, właściwie użył słowa „wypadek” a nie „przypadek”. Zdaniem Majchera to wszystko, co się wydarzyło wczoraj, to jedynie konsekwencja wcześniejszej polityki energetycznej i możemy spodziewać się blackoutów coraz częściej tak jak zapalonych „czerwonych” lampek alarmowych.
Wypadek spowodowany tym, że dyspozytorzy REN w Portugalii i RED Eléctrica w Hiszpanii nie mieli czym regulować systemu. Źródła odnawialne — wiatraki i fotowoltaika, których było w nadmiarze — z punktu widzenia dyspozytora są praktycznie nieregulacyjne. Dyspozytor nie może nakazać słońcu świecić słabiej na daną farmę fotowoltaiczną — a w Hiszpanii takich farm są całe hektary. Podobnie jest z wiatrem: nie można nakazać turbinie wiatrowej wytwarzać więcej mocy, ani zmusić wiatru, by wiał mocniej, by pokryć rosnące zapotrzebowanie
– tłumaczył.
Dodał, że w energetyce konwencjonalnej rosnące zapotrzebowanie odbiorców jest regulowane przez sterowalne źródła: turbiny parowe lub gazowe. Tymczasem nadmiar fotowoltaiki i energetyki wiatrowej powoduje, że system staje się nieregulacyjny i nie nadąża za dynamicznymi zmianami. Źródła odnawialne pracują zawsze zgodnie z aktualnymi warunkami pogodowymi i „przerzucają” odpowiedzialność za regulację systemu na źródła konwencjonalne. Te zaś, ze względu na błędne prognozy, bywają wyłączane lub ograniczane do niemal zera.
Oprócz tego, że system jest niestabilny przez jego strukturę oraz bardzo duży udział OZE, to dodatkowo jest jeszcze zagrożony ze strony informatycznej.
Proszę zwrócić uwagę, że 99 proc. odnawialnych źródeł energii jest podłączonych do wspólnej sieci przez inwertery. A skąd pochodzą te inwertery? Z Chin. Każdy inwerter ma zegar próbkujący, którego taktowanie może być zakłócone sygnałem — czy to z satelity, czy z sieci. Dobry haker nie ma żadnego problemu, bo każdy inwerter ma łącze internetowe
– wyjaśniał.
/ad
