W opublikowanym w czwartek komunikacie Prokuratura Krajowa informuje, że „Prokurator Krajowy Dariusz Korneluk [posługuje się tym tytułem wbrew orzeczeniom SN i TK] powołał w Prokuraturze Regionalnej w Rzeszowie zespół prokuratorów do prowadzenia śledztwa o sygn. 2008-3.Ds.6.2024 w sprawie przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy publicznych w związku z zakupem i użytkowaniem przez Prokuraturę Krajową w latach 2020-2023 oprogramowania Hermes, służącego do automatyzacji procesu gromadzenia informacji z otwartych źródeł (OSINT), i wyrządzenia w ten sposób Skarbowi Państwa szkody majątkowej w wielkich rozmiarach”.
W skład zespołu weszło czterech prokuratorów. Na kierownika zespołu powołany został Zastępca Prokuratora Regionalnego w Rzeszowie, prok. Damian Mirecki
– czytamy.
Powołanie zespołu ma miejsce po 10 miesiącach od wszczęcia śledztwa, w którym cały materiał dowodowy prokuratorzy mają na tacy. Zebrali już zeznania świadków – pracowników Prokuratury Krajowej, który obsługiwali system. Co oczywiste, mają zabezpieczoną pełną dokumentację, dotyczącą programu, a także sprzęt elektroniczny prokuratorów i pracowników prokuratury.
ZGP Michał Ostrowski wzywany do wydania komputera w śledztwie dotyczącym „Hermesa”
Przypomnijmy, że chodzi o narzędzie z zakresu białego wywiadu, czyli umożliwiającego analizę dostępnych dla każdego informacji. Dziś prokuratura tak mówi o „Hermesie”, jednak kiedy temat ten po raz pierwszy pojawił się w przestrzeni publicznej, Gazeta Wyborcza piórem Wojciecha Czuchnowskiego pisała o „narzędziu szpiegowskim, jeszcze bardziej zaawansowanym, niż Pegasus”. Trudno wyobrazić sobie, by źródła Czuchnowskiego nie pochodziły z prokuratury. Współpracujące z nią służby takie jak policja, CBA czy ABW nie miały nic wspólnego z obsługą programu.
Zespół niczym narzędzie poplecznictwa
Pytamy o sens powołania zespołu śledczego w tej sprawie jednego z prokuratorów związanego w poprzednich latach z Prokuraturą Krajową.
Tu chodzi chyba o nic innego, jak tylko o rozmycie odpowiedzialności
– mówi śledczy, podkreślając znaczenie takiej okoliczności w sytuacji prowadzenia postępowań, gdzie brak jest znamion czynu zabronionego.
Podaje przykład zespołu śledczego do sprawy Funduszu Sprawiedliwości, gdzie co i rusz wykruszają się prokuratorzy, w tym poprzednia kierowniczka prokurator Marzena Kowalska. O upolitycznieniu tej sprawy wiele mówi ostatnia decyzja Interpolu, który odmówił ścigania tzw. czerwoną notą Marcina Romanowskiego, głównego podejrzanego w tym postępowaniu.
Biegną z tym „ogniem olimpijskim” i ważne, żeby ktoś go doniósł. Potem, jak przyjdzie, prędzej czy później, rozliczenie tego procederu, będą się dzielić odpowiedzialnością
– przewiduje prokurator.
Śledczy drwi z bodnarowców, że udoskonalili to, co sami nazywali kiedyś metodą Bogdana Święczkowskiego. W czasach kierowania prokuraturą przez obecnego prezesa Trybunału Konstytucyjnego w kontrowersyjnych postępowaniach często zmieniali się referenci.
Prokuratorska sztafeta w sprawie sędzi Morawiec. „Odpowiedzialność za decyzje się rozmywa”
– tytułowała jeden ze swoich tekstów dziennikarka Gazety Wyborczej Ewa Ivanova, opisując sprawę z tego gatunku, prowadzoną przez Wydział Spraw Wewnętrznych Prokuratury Krajowej, wymierzoną w sędzię z Krakowa.
Nasz rozmówca podkreśla, że w czasach kierowania prokuraturą przez Zbigniewa Ziobro, Bogdana Święczkowskiego i Dariusza Barskiego zespoły śledcze powoływano jednak w naprawdę poważnych, wielowątkowych sprawach.
Afera GetBack, katastrofa smoleńska, skażenie Odry – to były obiektywnie poważne sprawy. Dziś zaczyna wyglądać to tak, jakby członków kornelukowskich zespołów wiązał art. 239 kodeksu karnego. Czyli popleczenictwo. Dzielą między siebie odpowiedzialność, tak jakby chcieli utrudnić ocenę swojego działania w przyszłości. Ten podpisał to, tamten coś innego. Wszyscy nad tym myśleli. Nikt za nic nie odpowiada. To farsa i kompromitowanie prokuratury
– ocenia prokurator.
Do tej pory nie poprawili błędu w komunikacie
Gdyby chcieć kontynuować drwiący ton prokuratora, można by bronić powołania zespołu śledczego. Rzeszowska jednostka, która prowadzi postępowanie, myli bowiem podstawowe fakty. Pisaliśmy o tym na wnet.fm kilka tygodni temu. Być może w kilku bodnarowscy prokuratorzy lepiej zapanują nad aktami.
Na razie bowiem Prokuratura Krajowa w komunikacie o powołaniu zespołu nadal odsyła do wcześniejszej publikacji rzeszowskiej jednostki, w którym myli się podstawowe dla postępowania fakty.
– czytamy.
Tymczasem wbrew twierdzeniom tropicieli Hermesa, analiza przy użyciu tego programu została użyta w Sądzie Najwyższym. Dowiedliśmy tego w poniższym artykule, bazując na kwerendzie w Sądzie Najwyższym i naszych źródłach.
Prokuratura kłamie w sprawie wykorzystania analizy programu „Hermes” przed Sądem Najwyższym
Tuskizm-bodnaryzm w prokuraturze
Mówiąc poważnie, oddelegowanie aż czterech prokuratorów do śledztwa, którego w ogóle nie powinno być i którego jedynym namacalnym skutkiem jest wyłącznie użytecznego narzędzia, jakim był Hermes, to aberracja.
Prokuratura w czasach Adama Bodnara stała się narzędziem realizacji interesów politycznych Donalda Tuska, a także narzędziem kreowania kombatanckiej legendy gwiazd stowarzyszeń sędziowskich i prokuratorskich. Biedni prawnicy z Lex Super Omnia czy Iustitia wyrastają na prawdziwych Giordanów Brunów, w każdym razie w optyce zaczadzonych „Gazetą Wyborczą” czy TVN24. W niniejszym przypadku urastają z powodu „inwigilacji” Hermesem. Inwigilacji takiej, jaką – jeżeli chodzi o ocenę prawną – dokonuje codziennie miliony Polaków, który używają wyszukiwarki, by znaleźć informację o różnych osobach.
Głównym celem śledztwa pozostaje jednak Zastępca Prokuratora Generalnego Michał Ostrowski, który jako jeden z prawników, którzy najbardziej radykalnie przeciwstawili się bodnaryzmowi i zamachowi na państwo, ponosi tego radykalne konsekwencje.
Jakub Pilarek
