W tym roku obchodzimy Tysiąclecie Koronacji Bolesława Chrobrego, ale premiera Donalda Tuska nic to nie obchodzi.
Szef rządu przy wielu okazjach przypomina, że z wykształcenia jest historykiem. Ciekawe do jakiego okresu historycznego teraz nawiązuje, bo o ile wiem to tylko w okresie zaborów władze nie świętowały ważnych rocznic przypominających o trwałości państwa polskiego.
Mimo to w 1910 roku Polacy zorganizowali w Krakowie gigantyczne, trzydniowe obchody 500-lecia bitwy pod Grunwaldem. Pochody, przedstawienia, przemowy trwały 3 dni. W Krakowie zgromadzili się najważniejsi przedstawiciele świata sztuki, kultury, nauki i polityki. Czy i tym razem społeczny zapał zdoła zapełnić lukę, którą zostawiło państwo?
„To jedna z najważniejszych i symbolicznych rocznic w historii Polski, a rządzący nie organizują centralnych obchodów” — mówił wczoraj w Rawiczu były premier Mateusz Morawiecki. Po co celebrować polską państwowość skoro mamy być europejskim landem z prawem do decydowania o sprawach trzeciorzędnych. Takie są plany centralizacyjne Unii Europejskiej, więc nie będziemy świętować 1000-lecia Królestwa Polskiego, skoro drugiego tysiąclecia ma nie być.
Lepiej było nawet w PRL-u
Wtedy towarzysz Gomułka ścigał się na patriotyzm z Kardynałem Stefanem Wyszyńskim. W 1966 roku mieliśmy okazałe kościelne oraz napompowane państwowe obchody Tysiąclecia Chrztu Polski, a w tym roku…
Muzeum Historii Polski organizuje — uwaga — konkurs historyczny dla szkół. To impreza na miarę ubogiej gminy wiejskiej, a nie na miarę dużego europejskiego państwa.
Escape room czyli pomnik wstydu
W konkursie Muzeum Historii Polski wygra ten, kto zrobi lepszy escape room albo grę terenową poświęconą rocznicy Tysiąclecia Koronacji Bolesława Chrobrego. A więc zamiast stawiać pomniki Bolesławowi Chrobremu, to zrobimy mu Espace Roomy. Przecież dla upamiętnienia księcia Władysława Laskonogiego wypada zrobić więcej.
Co można wygrać w tym konkursie? Udział w gali… dyplom i niesprecyzowane nagrody rzeczowe, czyli pewnie książki, które zalegają muzealnym magazynie. Bieda aż piszczy! Nauczyciele, którzy odwalą za państwo czarną robotę, zdobędą dla swojej placówki tytuł “Szkoły tysiąclecia”.
Dyplomy zamiast infrastruktury
Władze PRL-u zrobiły dużo więcej. 67 lat temu Władysław Gomułka zapowiedział budowę tysiąca szkół na Tysiąclecie Chrztu Polski i słowa dotrzymał z nawiązką, bo w latach 1958-1966 powstało ponad 1400 placówek. To były prawdzie szkoły tysiąclecia zwane tysiąclatkami, a teraz w Polsce Donalda Tuska szkoły dostaną dyplom na papierze o wysokiej gramaturze. I po co komu bezużyteczny świstek papieru, skoro państwo skapitulowało?
Papier też budzi skojarzenia.
W PRL-u brakowało sznurka do snopowiązałki, mięsa i papieru toaletowego. Odrobina wyobraźni wystarczy, żeby dostrzec w tym nawet związek przyczynowo-skutkowy!
Ale skoro nie było co jeść, to władza karmiła lud przynajmniej symbolami i zorganizowała największą w historii defiladę wojskowo-historyczną.
Borsuków tyle, co kot napłakał
Teraz defilady nie będzie, ale dzieją się rzeczy równie symboliczne. Ministerstwo Obrony Narodowej podpisało umowę wykonawczą na produkcję 111 wozów bojowych Borsuk. “Dzisiaj można spokojnie powiedzieć, że Polska jest bezpieczniejsza” — mówił podczas uroczystości minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz nie biorąc jak gdyby pod uwagę, że produkcja wozów zajmie 4 lata, więc Polska nie jest ani odrobinę bardziej bezpieczna dlatego, że maznął długopisem po kartce papieru.
111 borsuków to za mało, żeby wyposażyć w pełni 2 bataliony zmechanizowane, a my mamy takich 30, co więcej będzie ich jeszcze więcej, bo armia ma być nie dwustu a 300-tysięczna.
PiS podpisał umowę ramową na zakup 1400 Borsuków, bo to minimum, czego potrzebuje Wojsko Polskie, do tego miały być ciężkie wozy bojowe. Szkoda gadać. W obecnym tempie produkcji będziemy gotowi na konftronację z Rosją za 48 lat.
Po co nam defilada na Tysiąclecie Królestwa Polskiego. Zróbmy od razu marsz żałobny.
