Bodnarowski prokurator sam zapędził się w kozi róg, składając zawiadomienie

Pomnik smoleński/ fot. Adrian Grycuk CC BY-SA 3.0 pl

Prokurator Andrzej Piaseczny kierując zawiadomienie o rzekomym przestępstwie innej prokuratorki, w związku ze sprawą znieważenia pomnika smoleńskiego, sam mógł popełnić przestępstwo.

Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu – to znane powiedzenie pasuje jak ulał do historii zawiadomienia o przestępstwie, które złożył do Prokuratury Regionalnej w Warszawie prokurator Prokuratury Okręgowej w Warszawie Andrzej Piaseczny. Nazywamy go „prokuratorem bodnarowskim”, bo jego kariera wystrzeliła jak z procy po przejęciu resortu sprawiedliwości i prokuratury przez Adama Bodnara. Obecnie Piaseczny pełni prestiżową funkcję Zastępcy Dyrektora Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury w Krakowie.

Wieniec Komosy

Chodzi o sprawę ścigania Zbigniewa Komosy, mężczyzny, który od 2018 r. kładzie pod pomnikiem smoleńskim wieniec z napisem „Pamięci 95 ofiar Lecha Kaczyńskiego, który, ignorując wszelkie procedury, nakazał pilotom lądować w Smoleńsku w skrajnie trudnych warunkach. Spoczywajcie w pokoju. Naród Polski. Stop kreowaniu fałszywych bohaterów!”. Przypisanie prezydentowi polecenia lądowania nie znajduje potwierdzenia w żadnych oficjalnych ustaleniach instytucji państwa polskiego.

W ubiegłych latach prokuratura postawiła Komosie zarzut znieważenia pomnika. Zgodnie z art. 261 kodeksu karnego za taki czyn grozi grzywna lub kara ograniczenia wolności.

Na wszystkich etapach sprawy po skierowaniu aktu oskarżenia, od sądu rejonowego po Sąd Najwyższy, śledczy przegrali. Kwestia zasadności lub jej braku tych orzeczeń pozostaje poza tematem niniejszego tekstu.

Wydawało się, że sprawa więc przeszła do historii, w każdym razie, jeśli chodzi o jej aspekt karny. Nagle jednak do gry wkroczył prokurator Andrzej Piaseczny.

Jerzy Ziarkiewicz: Jako tzw. prokurator śledczy przyzwyczaiłem się do ataków

Zawiadomienie Piasecznego

Pewnego styczniowego dnia czytelnicy Gazety Wyborczej dowiedzieli się z tekstu Śledztwo pod presją. Jest doniesienie na prokuratorów, którzy kazali ścigać Komosę, że Andrzej Piaseczny skierował zawiadomienie o przestępstwie, które mogło być popełnione przez prokurator Agnieszkę Bortkiewicz, ówczesną Zastępcę Prokuratora Okręgowego w Warszawie i przełożoną Piasecznego.

Z tekstu wynikało, że w warszawskiej jednostce miały mieć miejsce naciski na prokuratorów, by skierowali do Sądu Najwyższego kasację na niekorzyść Komosy. Jedną z ofiar presji miał być właśnie Piaseczny, który odmówił wywiedzenia tego nadzwyczajnego środka zaskarżenia. Prokuratorka, która po nim przejęła sprawę i również nie chciała kierować kasacji, odeszła w stan spoczynku.

Dziś prokurator Piaseczny chce rozliczenia tych spraw. Jego zdaniem w sprawie Komosy mogło dojść do przekroczenia uprawnień w postaci bezprawnego oskarżania i ścigania karnego mimo braku znamion czynu zabronionego „w celu uzyskania tzw. efektu mrożącego”

– pisała Ewa Ivanova, dziennikarka Gazety Wyborczej.

Sprawa przekazana do Szczecina

Z informacji, które uzyskaliśmy, wynika, że Prokuratora Regionalna w Warszawie, do której trafiło zawiadomienie, przekazała je do Prokuratury Krajowej celem wskazania jednostki spoza okręgu warszawskiego, dla obiektywnego prowadzenia sprawy.

Zawiadomienie Piasecznego trafiło do Prokuratury Regionalnej w Szczecinie, w chwili publikacji tekstu nie znamy jego dalszych losów.

Warszawski prokurator obalił narrację o „neosędziach” – ciąg dalszy!

Zachomikowana wiedza

W tym miejscu mogą się zacząć kłopoty dla… Andrzeja Piasecznego. Jak wskazuje nam bowiem jeden z warszawskich prokuratorów, Piaseczny swoje zawiadomienie skierował, jak wynika z informacji medialnych, w grudniu 2024 r. A więc nawet więcej, niemal rok po przejęciu prokuratury przez ekipę Adama Bodnara, a także kilka lat po rzekomym przestępstwie! Tym samym nie można tu więc mówić o tym, że nie kierował zawiadomia do prokuratury kierowanej przez Zbigniewa Ziobro, obawiając się „skręcenia” sprawy.

Czy to problem – ktoś może zapytać? Owszem. Na funkcjonariuszach publicznych – a takim jest prokurator – ciąży bezwzględny obowiazek zawiadomienia organów ścigania o przestępstwie. Zupełnie inaczej, niż w przypadku przeciętnego obywatela, na którym ciąży jedynie obowiązek społeczny (z wyłączeniem szeregu przestępstw najcięższego kalibru, w przypadku których niezawiadomienie jest karalne, np. przestępstw terrorystycznych lub pedofilskich).

Skoro zatem Piaseczny przez kilka lat „kisił” w sobie swoją wiedzę o rzekomych przestępstwach, to sam mógł popełnić czyn zabroniony z art. 231 kk, czyli niedopełnienia obowiązku służbowego.

Casus zawiadomienia Giertycha

Jeżeli kierowana przez Adama Bodnara prokuratura chciałaby zachować spójność wewnętrzną przekazu, śledztwo w sprawie działania Andrzeja Piasecznego musiałaby wszcząć z uwagi na sprawę… z zawiadomienia Romana Giertycha przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu.

Najbardziej znany polski adwokat w zeszłym roku skierował bowiem zawiadomienie o popełnieniu przez posła Jarosława Kaczyńskiego przestępstwa z art. 231 par. 1 i 2 kodeksu karnego, polegającego na niezawiadomieniu organów ścigania o nieprawidłowościach w Funduszu Sprawiedliwości.

W tle tej sprawy jest list Kaczyńskiego do Ziobro, który agenci ABW znaleźli podczas przeszukania pomieszczeń Marcina Romanowskiego.

Nie przesądzając zatem o niczyjej winie, stwierdzić należy, że skoro wszczęte jest śledztwo w sprawie działania Jarosława Kaczyńskiego, który nie zawiadomił organów ścigania przez kilka lat, to taki sam czyn popełnił Andrzej Piaseczny. Fakt, że w końcu to uczynił, stanowić może co najwyżej okoliczność łagodzącą. Ale działanie prokuratora powinno zostać zbadane w realiach procesowych.

Tło osobiste

Udało nam się ustalić okoliczności, które świadczą o tym, że między Andrzejem Piasecznym a Agnieszką Bortkiewicz tlił się konflikt z lat znacznie poprzedzających sprawę Komosy. Otóż Bortkiewicz w 2009 roku jako asesorka miała w swoim referacie sprawę dotyczącą działania dewelopera. Z nieznanych nam powodów postępowanie to interesowało prokuratora. Kiedy w sprawie zapadła decyzja, której Piaseczny nie akceptował, miał zapewniać Bortkiewicz, że ta nie zostanie prokuratorem. Rozmowa ta miała charakter nieformalny – nie pełnił od wówczas żadnej funkcji zwierzchniej nad asesorką. Obrazuje ona jednak specyficzny charakter Piasecznego, który nie stronił od postaw konfrontacyjnych.

Szukanie „haków” na Piasecznego

W jednej ze spraw, w których dał się poznać z tej strony, działy się rzeczy wręcz szokujące, jeżeli odniesiemy je do obecnego „legendowania się” kierownictwa prokuratury. Pokazuje ona „zaczepny” charakter prokuratora, generalnie jednak pod pewnym względem występuje on w niej w roli ofiary.

Chodzi o postępowanie karnoskarbowe dotyczące zakupu audi przez ówczesnego szefa ABW Krzysztofa Bodnaryka. Piaseczny dopatrywał się w działaniu tego ostatniego nieprawidłowości i ocenił, że wartość samochodu została znacznie zaniżona, co skutkowało zapłaceniem niskiego podatku. Działanie Piasecznego wzbudziło brutalną reakcję ówczesnego kierownictwa Prokuratury Okręgowej w Warszawie, które odebrała mu sprawę i zawiesiło go. Zastępcą Prokuratora Okręgowego w Warszawie była wówczas Małgorzata Adamajtys.

Nie znamy sprawy audi na tyle, by oceniać zasadność działania prokuratora Piasecznego. Wiemy za to, co nie było nigdy wcześniej ujawnione, jak bardzo swoim działaniem doprowadził do furii swoich przełożonych. Nasz informator przekazał nam, że Małgorzata Adamajtys, obecna Prokurator Regionalna w Warszawie, zleciła analizę jednej ze spraw Piasecznego pod kątem szukania na niego „haków” natury nie tylko dyscyplinarnej, ale i karnej! Biorąc w nawias meritum sprawy audi, rzecz warta przypomnienia wszystkim tym, którzy wierzą, że obecne kadry kierujące prokuraturą mają „uśmiechniętą” twarz…

Łowca „becepów”

Inne „ostre” działanie Piasecznego to próba ścigania Bogdana Święczkowskiego za rzekome nielegalne podsłuchiwanie adwokata. Chodzi o czasy, w których Święczkowski był szefem ABW. Sprawa toczyła się w okresie, w którym Święczkowski wrócił do prokuratury. I sąd prokuratorski sąd dyscyplinarny w 2o10 r. nie zgodził się na uchylenie Święczkowskiemu immunitetu. Jak pisała o tym Gazeta Wyborcza, prokurator, który przejął sprawę po Piasecznym, umorzył ją, a kontrolujący postępowanie sąd decyzję tę utrzymał. Podobno tego rodzaju działania prokuratora sprawiły, że niektórzy złośliwi obserwatorzy jego kariery nazywają go „łowcą becepów”. To nawiązanie do slangu prokuratorskiego, w którym „becep” to skrót od „bez cech przestępstwa”.

W warszawskim środowisku prawniczym dużym echem odbiło się również przed laty wstępne wysłuchanie Andrzeja Piasecznego przez Kolegium Sądu Okręgowego w Warszawie. Prokurator chciał wówczas zostać sędzią, a wysłuchanie takie było elementem procedury. Na dalszym etapie pozytywnie oceniony kandydat trafiał przed KRS.

Piaseczny ostatecznie sędzią nie został, ale przed Kolegium pokonał znacznie lepiej przygotowaną prokuratorkę. W swoim wystąpieniu mówił bardzo dużo o… „Szatańskich wersetach” Salmona Rushdiego.

Art. 238 kodeksu karnego

Wracając do głównej tezy tekstu, wydawać by się mogło, że dla prokuratora paradoksalnie korzystna mogłaby się okazać odmowa wszczęcia śledztwa w sprawie działania Agnieszki Bortkiewicz przy kasacji przeciwko Zbigniewowi Komosie. Nie ma przestępstwa wskazanego w zawiadomieniu – nie ma obowiązku zawiadamiania. Teoretycznie tak. Jednak w tej sprawie, jak wskazują nam prawnicy, z którymi rozmawiamy, zawiadomienie to było tak kontrowersyjne, że w połączeniu z możliwą osobistą motywacją śledczego, jego działanie można by rozpatrywać pod kątem art. 238 kodeksu karnego, czyli skierowania fałszywego zawiadomienia o przestępstwie. Szczególnie, że mówimy o osobie o niewątpliwie profesjonalnej wiedzy prawniczej, autora komentarzy z zakresu prawa karnego.

Stanowisko Andrzeja Piasecznego

Zwróciliśmy się do prokuratora o odpowiedź na nasze pytania:

– Dlaczego skierował Pan zawiadomienie kilka lat po wydarzeniach i niemal rok po przejęciu prokuratury przez ekipę Adama Bodnara, a nie niezwłocznie?

– Czy jest Pan świadomy, że tego rodzaju działanie może rodzić odpowiedzialność karną dla funkcjonariusza publicznego?

– Czy kiedykolwiek pozostawał Pan w konflikcie z Agnieszką Bortkiewicz, pomijając sprawę Komosy?

Otrzymaną odpowiedź zgodnie z życzeniem Andrzeja Piasecznego cytujemy „jeden do jednego”:

W związku z Pana zapytaniem dotyczącym zainicjonowanego postępowania karnego uprzejmie informuję, iż o przyczynach i podstawach złożonego zawiadomienia dowie się referent postępowania a zatem informacji takich nie wolno mi przekazywać osobom postronnym. Przypominam o obowiązującym art. 241 kodeksu karnego. Zastrzegam sobie jednocześnie prawo do autoryzacji wypowiedzi i nie wyrażam zgody na jej fragmentaryczne wykorzystanie

– napisał obecny Zastępca Dyrektora KSSiP.

Jakub Pilarek