Anna Ostrowska: Wykorzystano sprawę mojego kalectwa do politycznego ataku na mojego męża

Żona prok. Michała Ostrowskiego Anna opisuje atak na jej męża, oparty na odhumanizowanym wykorzystaniu historii jej kalectwa i śledztwa w sprawie działania lekarzy. Prym w tym wiedzie Gazeta Wyborcza.

W sobotę na portalu „Gazety Wyborczej” ukazał się tekst Macieja Rybaka pt. „Prokuratura Ziobry pięć lat ciągnęła na siłę niepotrzebne i kosztowne śledztwo ws. żony prokuratora Ostrowskiego”. Publikacja ta odnosi się do tzw. raportu Bodnara-Kwiatkowskiej, wyliczającego rzekomo upolitycznione sprawy, prowadzone w prokuraturze za czasów Zbigniewa Ziobro. Zaliczono do nich sprawę z zawiadomienia Anny Ostrowskiej, dotyczącej podejrzenia popełnienia błędu lekarskiego, w wyniku którego doznała ona trwałego uszczerbku na zdrowiu.

Zanim nielegalnie przejęta przez Dariusza Korneluka Prokuratura Krajowa przedstawiła w połowie stycznia br. raport 200 „kontrowersyjnych” spraw, liberalno-lewicowe media wielokrotnie pisały o – jak to nazywały – „aferze kolanowej”.

„Afera kolanowa” na wysokim szczeblu. Operacja żony prokuratora pod lupą śledczych

– tak brzmiał tytuł tekstu Ewy Ivanovej z Gazety Wyborczej z połowy zeszłego roku.

Wspólną wymową tych publikacji była mniej lub bardziej wprost wyrażona sugestia, że wykorzystano umocowanie Michała Ostrowskiego w prokuraturze, by na siłę, wbrew faktom, prowadzić śledztwo na rzecz pokrzywdzonej Anny Ostrowskiej. Kobieta wbrew swojej woli została nagle bohaterką wielu publikacji, w jednoznacznie negatywnym kontekście.

Dziennikarze pominęli stanowisko Ostrowskiej

Postanowiliśmy zwrócić się do żony Michała Ostrowskiego, by przedstawiła własne stanowisko.

Sprawa eskaluje i dlatego uznaję za stosowne, by się do niej odnieść. O co w niej chodzi? Na wiosną 2019 r. zostałam poddana operacji stawu kolanowego. Efekt jest taki, że jestem w tej chwili kaleką, która chodzi o kulach

– mówi Anna Ostrowska, która z tego powodu zdecydowała się skierować do prokuratury zawiadomienie.

Kobieta oskarża przedstawicieli mediów, którzy zajmowali się tą sprawą o działanie skrajnie nierzetelne.

Nikt z artykułów czy to Gazety Wyborczej, czy Onetu nie dowiedział się, o co tak naprawdę chodziło. Nikt nie pytał się, dlaczego złożyłam zawiadomienie, ani jaki jest mój stan zdrowia

– opowiada Ostrowska.

Choć brzmi to nieprawdopodobnie, media, które opisywały sprawę, nie zwróciły się do niej o jej stanowisko.

Jestem osobą prywatną, owszem, żoną prokuratora, ale osobą prywatną. Wykorzystano mnie po to, żeby bić mojego męża. Tu nie chodzi o żadne dobro społeczne. Chodzi o to, żeby bić mojego męża. Takich rzeczy po prostu się nie robi

– emocjonalnie przedstawia swoje racje.

Dlaczego sprawa karna?

Radio Wnet zapytało żonę prokuratora, dlaczego zdecydowała się patrzeć na swoją historię przez pryzmat kodeksu karnego, skoro możliwość niepowodzeń operacji jest niejako wpisana w działalność medyczną.

Jeżeli ktoś decyduje się na zabieg operacyjny, musi liczyć się z konsekwencjami, w tym z możliwością powikłań. I jak się oczywiście też z tym liczyłam. Zdecydowałam się jednak złożyć zawiadomienie, bo uważam, że opieka okołooperacyjna nie była prawidłowo wykonywana. Nie słuchano tego, co mówię do lekarzy. Zostałam zignorowana, słyszałam uwagi, że wszystkich boli, a ja panikuję

– opisuje reakcję personalu szpitala na jej sygnały, że z nogą coś jest nie tak.

Zdaniem Anny Ostrowskiej gdyby słuchano tego, co mówiła, to być może nie byłaby w tej chwili w pełni sprawna, ale też nie byłaby w tak złym stanie zdrowia, jak jest obencie.

Kolejne operacje były przeprowadzane już w szpitalu w Piekarach Śląskich. Jestem ogromnie wdzięczna temu szpitalowi i personelowi, bo robili wszystko, co się da, żebym była zdrowa. Dzięki temu już wiem, jak taka opieka powinna wyglądać. I to nie tylko na swoim przykładzie, tylko leżałam tam tyle razy, że wiem, jak się opiekują tam lekarze i personel wszystkimi pacjentami. Wiem, że tego zabrakło w moim przypadku. Dlatego zdecydowałam się złożyć zawiadomienie o przestępstwie

– mówi.

Własna decyzja kobiety o zawiadomieniu

Ostrowska zdecydowanie zaprzecza, jakoby jej mąż w jakikolwiek sposób sugerował jej skierowanie zawiadomienia.

Powiedziałabym wręcz, że kazał mi się pięć razy zastanowić. Był osobą, która była sceptycznie nastawiona do tego kroku i to nie dlatego, że uważał go za bezzasadny, ale dlatego, że chciał, bym przechodziła przez piekło zeznań. Oczywiście do głowy nam wtedy nie przyszło, że w gazetach będzie miała miejsce taka eskalacja i wymienianie mnie z nazwiska

– opisuje żona prokuratora.

Jak wskazuje Ostrowska, sprawa nie jest jeszcze prawomocnie zakończona i planuje ona do końca dochodzić swoich praw. Nie zgadza się z decyzją prokuratora o umorzeniu, jak i dwoma opiniami biegłych, które zostały wydane w tej sprawie. Wykorzysta zwykłe ścieżki procesowe, które przysługują każdemu obywatelowi.

Nie czuję się wyróżniona przez wymiar sprawiedliwości w tym zakresie. Żyję w małej miejscowości. Staram się mimo kalectwa ułożyć sobie jakość życia, żeby nie funkcjonować wyłącznie na kanapie. Wszyscy moi sąsiedzi czytają te artykuły, jeden drugiemu to podaje. Oczywiście dyskusje się toczą za moimi plecami. Również w mojej pracy te dyskusje się toczą. Nie czuję się z tym dobrze. Mam dzieci, które też to czytają, ich znajomi też to czytają, no bo tania sensacja, że łatwo się rozchodzi. Jak ja mam się w tym czuć? Czuję się okropnie. Czuję się po prostu okropnie. Nie dość, że mówię, fizycznie nie domagam i żyję na co dzień z bólem, z problemami, to jeszcze ktoś mi dokłada, to niesprawiedliwe

– mówi.

Jestem kaleką!

Kobieta jeszcze raz wraca do sposobu postępowania dziennikarzy.

Nikt nigdy nie pofatygował się, żeby w jakiejkolwiek formie, telefonicznej, mailowej, osobistej, jakiejkolwiek, żeby się zwrócić do mnie czy do mojego adwokata, czy chociażby do mojego męża, by o cokolwiek zapytać. Wtłoczono mnie w magiel, w ogóle nie pytając mnie o zdanie, nie widząc mnie na oczy. Z tych artykułów nikt nie dowie się, jaki jest mój stan zdrowia. A ja jestem kaleką!

– podkreśła.

Anna Ostrowska zapowiada kroki procesowe przeciwko osobom, które naruszyły jej dobra osobiste i tajemnicę jej zdrowia. Długi czas trwania śledztwa z jej zawiadomienia nie jest niczym nadzwyczajnym w sprawach o błędy medyczne.

Rozmawiał Jakub Pilarek

Link do całej rozmowy – na początku tekstu.