W ostatnich dniach opublikowaliśmy kilka tekstów, dotyczących prób odwołania przez Ministra Sprawiedliwości Adama Bodnara Prezes Sądu Okręgowego w Warszawie Joanny Przanowskiej-Tomaszek i Wiceprezesów Sądu Okręgowego w Warszawie Patrycji Czyżewskiej, Małgorzaty Kanigowskiej-Wajs, Radosława Lenarczyka, Agnieszki Sidor-Leszczyńskiej i Marcina Rowickiego.
Zgodnie z przepisami, aby odwołać władze sądu okręgowego, minister musi skierować wniosek do kolegium sądu. Uzyskanie negatywnej opinii od kolegium uniemożliwia odwołanie prezesów. W pierwszej próbie odwołania sędziów Adam Bodnar odniósł porażkę, którą uznał, przywracając prezesów z zawieszenia. W drugiej kolegium sądu również obroniło prezesów, jednak minister uznał je za zwołane w sposób nielegalny. Według Adama Bodnara sędziowie zebrali się w tym gremium już po tym, jak zostali skutecznie zawieszeni. Dość zawiłe meandry tej sprawy opisywaliśmy w publikacjach z 2 lipca i 4 lipca.

Nasze zaciekawienie wzbudził jednak również sposób komunikowania swoich decyzji Sądowi Okręgowemu w Warszawie przez Adama Bodnara. Po przeanalizowaniu tej kwestii nie możemy ocenić działania ministra inaczej, niż jako generującego w sądzie całkowity chaos.
Największy sąd w Polsce
Na początek przypomnijmy jednak, jakiego rodzaju instytucją jest Sąd Okręgowy w Warszawie, by dobrze zrozumieć wagę tej sprawy. Nie jest to typowy sąd okręgowy. Poza tym, że toczy się tu niezliczona liczba spraw dotyczących najcięższych przestępstw, takich jak zabójstwa, sprawy narkotykowe, zorganizowanych grup przestępczych, a także niezwykle skomplikowane sprawy cywilne, to właśnie w warszawskim sądzie okręgowym prowadzone są niezwykle ważny dla Polaków sprawy frankowe, to tutaj też rozpoznawane są wnioski szefów służb specjalnych o stosowanie kontroli operacyjnej. Choćby chwilowe sparaliżowanie tej instytucji niesie za sobą niepowetowane straty nie tylko dla abstrakcyjnego wymiaru sprawiedliwości, ale dla zwykłych obywateli.
Co oczywiste, sąd, aby normalnie funkcjonował, musi mieć władzę. Każdy z prezesów sądu odpowiada za inne obszary. Są to osoby, które mają pełne ręce roboty i nieustannie podejmują decyzje. Kadrowe, administracyjne, ale też o znaczeniu procesowym.
Tajemne zawieszenie i jego skutki
Mając świadomość znaczenia SO w Warszawie z tym większym zdumieniem zapoznaliśmy się z informacją pochodzącą od ww. prezesów, że decyzja o ich zawieszeniu od 1 lipca 2024 r. przez Adama Bodnara została im dostarczona pod koniec tego dnia, ok. godziny 16. Według ministra sędziowie Ci od północy nie mogli już pełnić swoich funkcji kierowniczych w sądzie. Ale je pełnili i to przez cały dzień. Rodzi to więc oczywiste pytanie o ważność prawną wszystkich ich decyzji. Choćby tak kluczowych, jak te podejmowane w kancelarii tajnej i dotyczące spraw służb specjalnych.
Do sprawy skutków prawnych urzędowania prezesów 1 lipca ministerstwo w żaden sposób się nie odniosło. Twierdzi natomiast, że zgodnie z ustawą po zawieszeniu prezesów zastępuje ich sędzia Janusz Włodarczyk, przewodniczący XI Wydziału Penitencjarnego i Nadzoru nad Wykonywaniem Orzeczeń Karnych Sądu Okręgowego w Warszawie.
Pytanie w trybie dostępu do informacji publicznej
Zapytaliśmy zatem w trybie dostępu do informacji publicznej, którego dnia, o której godzinie i w jaki sposób Ministerstwo Sprawiedliwości wysłało do Sądu Okręgowego w Warszawie pismo, wskazujące sędziego Włodarczyka jako p.o. prezesa sądu, pod nieobecność sędzi Przanowskiej-Tomaszek i jej współpracowników.
Odpowiedź otrzymaliśmy szybko. Nie była to jednak odpowiedź na zadane przez nas pytania. Resort najpierw przytoczył regulacje ustawowe, odnoszące się do sposoby wyznaczania kolejnych sędziów w przypadku braku prezesa czy wiceprezesa sądu. W toku tej wyliczanki doszedł do osoby sędziego Janusza Włodarczyka.
Na koniec Ministerstwo Sprawiedliwości napisało:
Na realizację powyższych uprawnień bez wpływu pozostaje wydanie przez Ministra Sprawiedliwości aktu zawiadamiającego o wykonywaniu funkcji.
To ostatnie zdanie jest nieprawdziwe. Do realizacji uprawnień konieczna jest bowiem… wiedza w sądzie, że ministerstwo wydawało swoje decyzje! Jak już napisaliśmy, w przypadku prezesów wiedza o ich zawieszeniu przyszła dopiero pod koniec dnia. Z kolei nasze źródła w sądzie twierdzą, że sędzia Janusz Włodarczyk rozpoczął swoje faktyczne urzędowanie jako p.o. prezesa dopiero… 2 lipca po godz. 13. Chodzi tu o realne podejmowanie decyzji, z dostępem do systemu informatycznego w zakresie przysługującym władzom sądu.
Wątek pism z „podrzuconej” koperty
Ten chaos informacyjny widoczny jest również w innym wątku tej sprawy, mianowicie odebraniu wiceprezesowi sądu Radosławi Lenarczykowi upoważnień otrzymanych od prezes Przanowskiej. Pismo o cofnięciu upoważnień do wykonywania na posiedzeniach kolegium Sądu Okręgowego w Warszawie, ale też Sądu Apelacyjnego w Warszawie, praw członka kolegium w zastępstwie prezes Przanowskiej-Tomaszek, podpisane przez p.o. prezesa sędziego Janusza Włodarczyka, wiceprezes Lenarczyk odnalazł na swoim biurku w kopercie. Z uwagi na sposób dostarczenia go, uznał je za pismo „podrzucone”, o czym pisaliśmy już na portalu Radia Wnet.
Jak się dowiedzieliśmy, sędzia Włodarczyk odpisał już sędziemu Lenarczykowi na zadane w tej sprawie pytanie. Kopertę z odwołaniem upoważnień pracownik sądu miał położyć sędziemu Lenarczykowi dopiero po godz. 8 we wtorek, 2 lipca. Fakt istotny dla oceny stanowiska zawartego w komunikacie Ministerstwa Sprawiedliowości, zgodnie z którym sędziemu Lenarczykowi cofnięto upoważnienia 1 lipca.
Dezorganizacja największego sądu w Polsce
Podsumujmy tę sprawę, biorąc w nawias kwestię samej zasadności lub jej braku zawieszania prezesów Sądu Okręgowego w Warszawie. Okazuje się, że przez półtora dnia najważniejszy sąd w Polsce był sparaliżowany z powodu sposobu działania ministerstwa, a konkretnie braku dobrej komunikacji. Przyjmując optykę Adama Bodnara, zgodnie z którą prezesi zostali skutecznie zawieszeni 1 lipca, to przez cały dzień, nie ze swojej winy, bo przy zupełnym braku wiedzy o decyzji MS, wykonywali czynności, jako osoby nieuprawnione. Zastępujący ich sędzia Janusz Włodarczyk… nie mógł ich zastępować, bo najwyraźniej nie wiedział o tym, że został p.o. sądu. Być może wg ministerstwa powinien „z urzędu” wczytać sie w myśli Adama Bodnara, i już o 8 rano, 1 lipca doznać olśnienia, że jest nowym szefem SO w Warszawie.
Zdajemy sobie sprawę, że z punktu widzenia logiki z odpowiedzi, którą otrzymaliśmy w trybie IP nie wynika, że sędzia Włodarczyk nie został poinformowany o tym, że został z mocy ustawy p.o. prezesa. W odpowiedzi resort kluczy. Zakładamy jednak, że gdyby został, to resort by nam o tym powiedział, bo przecież tego dotyczyły nasze pytanie. Poza tym, nie ulega wątpliwości, że sędzia Włodarczyk starałby się nie dopuścić, by zawieszeni prezesi wykonywali swoje czynności. A nic nie wiadomo, by miał to uczynić. Połączone w tej sprawie kropki w nieuchronny sposób tworzą przerażający obraz paraliżu strategicznie ważnej instytucji w polskim systemie sprawiedliwości.
Jedno w tej sprawie pozostaje dobre. Nastrój ludzi Adama Bodnara.
Sąd Okręgowy w Warszawie, sądy rejonowe. Zmiany, zmiany, zmiany. Na lepsze. https://t.co/J6Rkp2yg1k
— Karolina Wasilewska (@wasilewska_ka) July 4, 2024
Sprawy uzyskania precyzyjnych odpowiedzi na zadane przez nas pytania w trybie IP nie odpuszczamy. Poprosiliśmy ministerstwo, by zrealizowało swój ustawowy obowiązek w tym zakresie.
